Posty

Nie taki amstaff straszny

Obraz
Ludzie to najbardziej niszczycielskie istoty, jakie poznał ten świat. Wiele rzeczy zmienili już nieodwracalnie i wiele też im wybaczono, choć nie wszystko zostało podyktowane zdrową logiką. Najgorsza w tym wszystkim jest zaś niewiedza. To pierwszy krok do budowania błędnych wyobrażeń na temat tego, co jest nowe czy niezrozumiałe. Tak też ma się rzecz ze zwierzętami, które towarzyszą nam od niepamiętnych czasów. Człowiek już od początku nauczył się polegać na psie, kształtując go w zależności od swoich potrzeb. Krzyżowano ze sobą najróżniejsze typy, by uzyskać ten właściwy, idealny do określonego zadania. Tak powstały psy masywne, stworzone do walk z niedźwiedziami czy bykami, niezwykle odporne, nieczułe na ból. Jednak zwyczaje zmieniły się z biegiem lat. A psy? Dziś wiele osób podchodzi do dużych i silnych psów niepewnie. A i to mało powiedziane. Szczególnie dało mi się odczuć, jak krzywdzące bywa ludzkie uprzedzenie, gdy moja rodzina powiększyła się o młodą amstaff

Więcej Jazzu, panowie!

Obraz
Jestem głęboko przekonana, że w życiu każdego człowieka powinna być muzyka. Dosłownie. Potrzebuję jej jak powietrza i wy także jej potrzebujecie, chociaż możecie uważać, że nie tak bardzo albo w ogóle nie zdajecie sobie z tego sprawy. To nie jest ta chwila, kiedy tłumaczę, dlaczego. Inaczej nie skończyłabym pisać do jutra, a z moich natchnionych treści niewielu zapewne by cokolwiek zrozumiało. Zresztą nie jestem zwolenniczką podawania wszystkiego na tacy, sami musicie (możecie!) postarać się o odpowiedzi, co wam w duszy gra. Do roboty, lenie. W każdym razie mam zabawny zwyczaj (albo dziwną manię) wiązania ze sobą tego, co kocham. Dlatego czasem nazywam rzeczy w pozornie niedorzeczny sposób. Dwa półdzikie koty ochrzciłam imieniem Obiad, kociątko zaś z tego samego miejsca wołałam Sajgonka. I kiedy ktoś słyszy o tym po raz pierwszy, potwierdzam, jakby było to coś naturalnego: "o tak, Obiad, dobrze słyszysz". Bo faktem jest, że przez potężną część dnia myślę o jedzeniu.

Panna z dużego miasta

Izyda to prawdziwie domowa kotka. Mogłaby jeść, spać w ciepełku i przez dobry kawałek dnia gapić się przez okno. Naturalnie zdarza jej się więcej niż często narozrabiać albo ładować swoją ciekawość nie tam, gdzie trzeba. Zbesztana, natychmiast wdaje się w pyskówkę i chociaż ostatecznie ustępuje, ma w zwyczaju okazywać niezadowolenie wywijaniem ogonem na prawo i lewo. Potem, jak gdyby nigdy nic, kładzie się na ziemi i z ugiętymi uroczo łapkami pokazuje brzuszek. Ja wiem, że ona WIE, że nie można jej się wtedy oprzeć. I cwaniara świetnie to wykorzystuje. Robi też wokół siebie mnóstwo hałasu, gdy ogarnie ją nuda albo wygłodniały brzuszek upomni się o swoje. Na co dzień kojarzy mi się z małą damą, która dumnie eksponuje wszystkie swoje atuty, a przy tym wyjątkowo zadziera nosa. Aż zdarzy jej się nie wyhamować po rozbiegu i wpaść na szybę, na chwilę stracić równowagę i niemal spaść z oparcia fotela lub zrobić cokolwiek innego, co ludzie zwykle uwieczniają na filmikach pt. "śmieszne ko

Na imię jej "dobroć"

Obraz
Do dziś mam w pamięci dzień, w którym do rodziny trafiła amstaffka. Maleńki cień szczeniaka, z zaczerwienionymi od mrozu łapkami, sterczącymi na wszystkie strony kostkami i świerzbiącą skórą. Brzuszek zupełnie zniknął po tym, jak zwróciła w samochodzie kluski, którymi ją napchano przed przekazaniem. Od pierwszej chwili wiadomo było, że z dzieciaczyną jest coś nie tak. Wyglądała po prostu żałośnie. A jednak kupiła nas wszystkich rozweseloną mordką, ogonem, fruwającym jak śmigło i świadomością, że sama już zdecydowała. Podreptała za moim tatą, kiedy ten odszedł kawałek na bok, by odebrać telefon. Krążyła wokół niego, jakby już widziała w nim swojego opiekuna i obrońcę. Wieczorem tamtego dnia, gdy pierwsze emocje opadły, stał przed nami obraz nędzy i rozpaczy. Jeszcze tydzień i byłoby po niej - zawyrokował lekarz weterynarii. Psina miała przed sobą długą drogę powrotu do zdrowia, tę jednak pamiętam jak przed mgłę. Być może dlatego, że mała była po prostu naszym drugim, kochanym

Czy na sali jest lekarz?

Obraz
Bardzo nie lubię bezproduktywnego użalania się nad jakimś stanem rzeczy tylko dlatego, że istnieje taka możliwość. Przychodzą jednak takie momenty, w których zastanawiacie się, jak to możliwe, że ziemia jeszcze się kręci i dlaczego ktoś winny wadliwemu systemowi do tej pory ne został rozerwany końmi. Szczególnie, jeśli sprawa dotyczy zdrowia lub życia waszych bliskich. Jestem zwolenniczką myślenia, że za słowami powinny iść czyny. Jeżeli dostrzegasz, że coś nie działa jak należy i wyrażasz na ten temat swoje zdanie, niech to będzie konstruktywna opinia. Coś ci nie pasuje - zmień to. Nawet, jeśli fizycznie nie jesteś w stanie, niech twoje słowa mają znaczenie, będą mobilizacją albo przestrogą. Ale nie narzekaj dla samego narzekania. Tak sobie powtarzam od czasu do czasu, w trosce o komfort swój i osób w moim otoczeniu. Może dzięki temu nie żyje się łatwiej, ale z pewnością bardziej produktywnie. Bywa, że to się udaje. Potraktujcie więc teraz moje narzekanie jako pewną wskazówkę

Nie zadzieraj z tygrysem

Obraz
Nawet, jeśli mierzy plus/minus dwadzieścia trzy centymetry długości bez ogona, a mięso tylko w niewielkim stopniu wchodzi w skład jego diety. Szczury to bardzo niepozorne zwierzątka. Ich wygląd i ostrożny sposób poruszania się naprawdę mogą zmylić, szczególnie, gdy przyjdzie nam je poznać w nieco bardziej krytycznych warunkach niż te zza szyby w sklepie zoologicznym. I nie, nie zamierzam dawać teraz wykładu na temat epidemii dżumy, która spustoszyła Europę w XIV wieku przy udziale tych stworzonek. Głównie z tego powodu, że, chociaż historia jest fascynująca, tak naprawdę mało kogo obchodzi w naszym paskudnie konsumpcyjnym społeczeństwie. Ponieważ jednak ta wiedza jest jedną z rodzaju "no dobrze, ale co mi z tego przyjdzie?", kiedyś z przyjemnością wrócę do tematu, żeby moi NIEczytelnicy mogli z dezaprobatą wywrócić oczami i zająć się oglądaniem bzdur w internecie. :) Ale wróćmy do rzeczy. Jeśli akurat nie urządzają sobie toalety albo nie wcinają smakołyków z pęka

Zaściankowe mądrości

Obraz
Świat jest w nieustannym ruchu. Zmienia się wszystko, niekiedy na lepsze, innym razem znowu na gorsze. Bez względu na konsekwencje nie można zatrzymać odwiecznego bicia serca Ziemi. Pozo stają więc dwa wyjścia: poddać się temu rytmowi albo zatrzasnąć się w jednym jego momencie i połknąć klucz. Trzeba tylko uważać, bo czasem można się zadławić. Przy rozmowach ze starszymi ludźmi powinno się uważać. Zwłaszcza, jeśli już dawno zamknęli za sobą drzwi. Luźne pogaduszki w mgnieniu oka mogą się bowiem zmienić w przepełnione konsternacją milczenie któregoś z rozmówców (jeśli nie wybuchnie otwarta wojna na słowa). Wystarczy dobrze znana formułka: „za moich czasów…” i ma się wrażenie, że zaraz wszystko stanie w ogniu. Konkretniej w piekielnych płomieniach zastoju, niewiedzy oraz braku wrażliwości na cokolwiek, co nie wiązało się z szanownym „ja” . Właśnie t ak, liczyło się wyłącznie „ja” oraz to, co kręciło się wokół niego. Nikt nie dbał o to, że czasem trzeba pójść z