Nie taki amstaff straszny

Ludzie to najbardziej niszczycielskie istoty, jakie poznał ten świat. Wiele rzeczy zmienili już nieodwracalnie i wiele też im wybaczono, choć nie wszystko zostało podyktowane zdrową logiką. Najgorsza w tym wszystkim jest zaś niewiedza. To pierwszy krok do budowania błędnych wyobrażeń na temat tego, co jest nowe czy niezrozumiałe. Tak też ma się rzecz ze zwierzętami, które towarzyszą nam od niepamiętnych czasów. Człowiek już od początku nauczył się polegać na psie, kształtując go w zależności od swoich potrzeb. Krzyżowano ze sobą najróżniejsze typy, by uzyskać ten właściwy, idealny do określonego zadania. Tak powstały psy masywne, stworzone do walk z niedźwiedziami czy bykami, niezwykle odporne, nieczułe na ból. Jednak zwyczaje zmieniły się z biegiem lat. A psy?

Dziś wiele osób podchodzi do dużych i silnych psów niepewnie. A i to mało powiedziane. Szczególnie dało mi się odczuć, jak krzywdzące bywa ludzkie uprzedzenie, gdy moja rodzina powiększyła się o młodą amstaffkę. Na spacerach z psiną byłam mijana przez przechodniów szerokim łukiem, nie szczędzono mi też uwag, jakie to ja bezwzględne i agresywne zwierzę trzymam w domu, oraz pytań, czy nie boję się, że zostanę zaduszona w nocy. Wbrew wszystkim niedowiarkom, to już prawie pięć lat z Gudi u boku, a ja jeszcze żyję. Co więcej, żaden z domowników (czy ludzkich, czy zwierzęcych) nie zaznał od suki krzywdy. Wielu mogłoby się natomiast od niej nauczyć radosnego, beztroskiego podejścia do życia.


Muskularny pies z wielką paszczą wbrew pozorom nie jest maszyną do zabijania. Taką opinię zbudowali ludzie, którzy nie mają na tyle wyobraźni, by odpowiednio wykorzystać atuty tego typu czworonogów. Amstaff, rottweiler, doberman, pittbull i masa innych ras cierpią przez fałszywą opinię, a przecież są to stworzenia niezwykle towarzyskie, przywiązujące się do rodziny i kochające ją całym psim sercem. Potrzebują jedynie właściwego prowadzenia. Potencjalne zagrożenie stwarza nie pies, lecz człowiek, który go nieodpowiednio wychował. A dotyczy to nie tylko tzw. „groźnych ras” . Ugryźć może każdy pies, jeśli znajdą się ku temu powody.

Ofiarą pozorów często bywają też małe pieski, które widuje się poupychane do torebek, przebierane w fikuśne fatałaszki i spędzające całe dnie na rękach posiadaczy. Mnóstwo właścicieli obdarza swoje pieski zbędnymi akcesoriami, chcąc zapewnić im szczęście, tymczasem ich pupile mają zupełnie inne wymagania. Psu nie jest potrzebny pałac czy diamentowa kolia, ale możliwość rozwoju pod kątem specjalizacji do jakiej został pierwotnie wykreowany lub jej zamiennik choćby w postaci okazji do wybiegania się, uprawianie sportu. Pies, którego potrzeby nie są zaspokajane, wpada we frustrację. Później okazuje się, że spokojny jamniczek nagle rozkopuje cały ogródek, a z początku grzeczny york ogryza meble. Chcemy, by ukochany pupil był szczęśliwy? Po prostu dajmy mu być psem.

W dzisiejszym świecie często-gęsto mówi się „nie oceniaj książki po okładce”. Przydałoby się wzbogacić to stwierdzenie o krótkie: „a psa po jego wyglądzie”.

Lipiec 2012

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Są takie dni

Doktor Pies

Syndrom szczeniaczka