Nie zadzieraj z tygrysem

Nawet, jeśli mierzy plus/minus dwadzieścia trzy centymetry długości bez ogona, a mięso tylko w niewielkim stopniu wchodzi w skład jego diety.

Szczury to bardzo niepozorne zwierzątka. Ich wygląd i ostrożny sposób poruszania się naprawdę mogą zmylić, szczególnie, gdy przyjdzie nam je poznać w nieco bardziej krytycznych warunkach niż te zza szyby w sklepie zoologicznym. I nie, nie zamierzam dawać teraz wykładu na temat epidemii dżumy, która spustoszyła Europę w XIV wieku przy udziale tych stworzonek. Głównie z tego powodu, że, chociaż historia jest fascynująca, tak naprawdę mało kogo obchodzi w naszym paskudnie konsumpcyjnym społeczeństwie. Ponieważ jednak ta wiedza jest jedną z rodzaju "no dobrze, ale co mi z tego przyjdzie?", kiedyś z przyjemnością wrócę do tematu, żeby moi NIEczytelnicy mogli z dezaprobatą wywrócić oczami i zająć się oglądaniem bzdur w internecie. :)
Ale wróćmy do rzeczy.

Jeśli akurat nie urządzają sobie toalety albo nie wcinają smakołyków z pękatych miseczek w swoich bezpiecznych klatkach, szczury poruszają się niby-truchtem i w zasadzie podczas ucieczki przed dużo większymi drapieżnikami nie mają większych szans, o ile nie uda im się szybko namierzyć kryjówki. Ale! Nie myślcie sobie, że walka jest nierówna, ponieważ te maleństwa mają kilka asów w... braku rękawów - niech będzie. To znakomici akrobaci i potrafią całkiem nieźle skakać, kiedy zajdzie taka potrzeba. Gdzieś kiedyś przeczytałam (tak jest, pora się popisać), że ich reakcja w warunkach osaczenia jest tak charakterystyczna i zbijająca przeciwnika z tropu, że doczekała się własnego określenia "to fight like a cornered rat" czy też z francuskiego: "pour bon chat, bon rat". Zadziwiające, do czego są zdolne nawet maleńkie organizmy, gdy przychodzi im walczyć o życie. Instynkt samozachowawczy jest super.

Można by się zastanawiać, skąd u mnie ten zachwyt, więc już śpieszę z odpowiedzią: zwierzęta są po prostu inspirujące. Kiedy obserwuję ich zachowania, czasem zapala mi się w głowie lampka "przecież to genialne". I owszem, jest.
Zawsze pilnuję swoich zwierząt, zwłaszcza w tak szablonowych sytuacjach, gdy kot znajduje się w jednym pokoju ze szczurem. O ile na co dzień nie ma z tym problemu, bo stale ze sobą nie przebywają, tak na wyjazd majówkowy trzeba było pójść na kilka kompromisów. Przede wszystkim ciężko byłoby zabrać cały apartament Bluesa, więc w ciągu dnia leniuchował w przenośnym kontenerze, a wieczorem, kiedy się uaktywniał, swobodnie prostował kosteczki poza nim i zwiedzał nowe miejsca. Wyjątkowo sobie upodobał spacery po tapczanie, na którym sypiałam. A ponieważ kocia darzy zainteresowaniem wszystko, co się rusza, usadowiała się po drugiej stronie łóżka, zbliżając się co jakiś czas do gryzonia. Mimo że powstrzymywałam ją przed zaczepkami, a Bluesie zasadniczo miał ją gdzieś, ciekawość zawsze zwyciężała. Podchodziła do szczurka, a gdy ten wreszcie zwrócił się w jej stronę, robiła szybki odwrót. Bo jakże by inaczej? Kiedy ona się za czymś ugania, jest w porządku, ale w drugą stronę - już niekoniecznie.
Bluesowi przestało odpowiadać to nachalne towarzystwo, więc wreszcie postanowił się go pozbyć. Odwrócił się do Izi, gdy ta do niego podchodziła, złapał ją w ząbki za udo i puścił, gdy kocia zawyła z rozpaczy. Po chwili malec wrócił do niuchania otoczenia, a ja już szukałam u szaraczki obrażeń, wyrzucając sobie bezmyślność i za późną reakcję.
Jedyne, co dolegało kocinie, to odrobina szoku, która ostatecznie wyszła jej na dobre, bo od tamtej chwili podchodziła do Bluesa z dużo większą rozwagą. Nie pchała się w jego przestrzeń, a kiedy odpoczywał w kontenerku, zajrzała, powąchała i poszła w swoją stronę.
Ciągle lubi mu się przyglądać z daleka albo włazić mi na ramiona, kiedy Bluesie siedzi na kolanach. Wyobrażałam sobie wprawdzie, że miejsca będą zajmować odwrotnie, ale wcale mi to nie przeszkadza, więc niech siedzą, jak chcą.

Kotka dostała swoją nauczkę i może dzięki temu trochę zmądrzała. Ja na pewno. Bluesie nie jest moim pierwszym szczurem, ale dzięki niemu wciąż uświadamiam sobie, jak niezwykłe są te pomijane i często nielubiane stworzonka. Przy bliższym poznaniu okazuje się, że w ich małych ciałkach drzemie prawdziwie tygrysia odwaga i zaciętość, z której w razie potrzeby skorzystają. Na miejscu wchodzących im w drogę miałabym się na baczności. Izi ociera się o laptop i mruczy na poparcie. A może po prostu chce jeść...

Komentarze

Popularne posty z tego bloga

Są takie dni

Doktor Pies

Syndrom szczeniaczka